Panuje moda na poszukiwanie coraz to nowych "sekretów urody" - zaglądamy w kosmetyczki Koreanek, hasamy po łąkach w poszukiwaniu magicznych ziół, by za chwilę sposobu na piękno szukać w sterylnym laboratorium. Dzisiaj sprawdzimy, co historyk wie o dbaniu o urodę - zapraszam na recenzję książki Piękno bez konserwantów. Sekrety urody naszych prababek!
Autorką książki jest Aleksandra Zaprutko-Janicka, historyk i współzałożycielka portalu ciekawostkihistoryczne,pl, na który zdarzyło mi się kilkukrotnie zajrzeć w poszukiwaniu inspiracji do magisterki.
Cena okładkowa to 39,90 zł, ale w internecie można spokojnie kupić nowy egzemplarz jakieś 10-15 zł taniej. Wydana została w 2016 roku przez Znak.
Książka podzielona jest na rozdziały odpowiadające różnym aspektom dbania o urodę, takim jak, manicure, fryzura, pielęgnacja czy makijaż. Autorka postanowiła przedstawić świat beauty dwudziestolecia międzywojennego - przeciętne Polki i ich sposoby na perfekcyjny wygląd, co nieco przepisów na domowe kosmetyki, historyjki o znanych osobach i markach z tamtych czasów. Całość okraszona jest odpowiednimi fotografiami i reklamami.
Co mi się nie podobało?
Pierwsze, co mnie bardzo uderzyło, to nagminne stosowanie słowa "chemia" jako synonimu wszelkiego zła. Rozumiem, co autorka chciała przekazać poprzez ten skrót myślowy, ale wybitnie za nim nie przepadam - wszystko, co nas otacza i z czego się składamy to chemia, czyli pierwiastki, ich związki i przemiany. Czepiam się. Ale mam takie swoje drobne dziwactwa. :D
Drugie, co wymaga mojej interwencji, to fragment o hennie - chciałam zauważyć, że w szeroko dostępnych preparatach do barwienia brwi i rzęs często nie ma nawet odrobinki rzeczonej henny, czyli zioła lawsonia inermis. Nie są one (przynajmniej w wielu przypadkach) "naturalne". Tak, prawdziwą hennę (i inne zioła, ale to już bardziej złożony temat) wykorzystuje się do barwienia skóry i włosów. Istnieje wiele przepisów na jej przygotowanie, można dodawać do niej znacznie więcej dodatków, niż sugeruje autorka. Nie mogę się również zgodzić z tym, że henna wypłukuje się z włosów szybciej niż drogeryjna farba - dobrze przeprowadzone hennowanie potrafi być bardzo trwałe, czasem nawet prawie niemożliwe do odwrócenia bez sięgnięcia po cięższe środki. Wiem to z doświadczenia własnego i innych. Jeśli poszukujecie wiedzy na temat roślinnego farbowania, dajcie znać w komentarzach, podzielę się z Wami linkami, które uważam za wartościowe i przydatne.
Zarzuty ostatnie - drobne, ale jednak - wszystkie ilustracje w książce są czarno-białe, więc oznaczanie kogoś na zdjęciu krzyżykiem w tej samej gamie kolorystycznej jest zabawą w Gdzie jest Wally?. Mnie, ślepcowi bezczelnemu, krzyżyka nie udało się odnaleźć. No i to stylizowanie okładki na zniszczoną - rozumiem zabieg artystyczny, pomysł ciekawy, ale kiedy oglądałam zdjęcia książek na allegro, to nie byłam pewna, czy to zmasakrowana okładka czy taka grafika. To już całkiem czepianie się starego, złośliwego babska, którym jestem. :P
A co przypadło mi do gustu?
Przede wszystkim bardzo podobają mi się wszelkie ciekawostki historyczne i anegdotki z tamtych czasów - mimo, że część z nich znałam już z lektury innych książek, to i tak czytało mi się bardzo przyjemnie. Autorka odmalowuje nam przed oczami obraz tamtych czasów i robi to doskonale. Z Piękna bez konserwantów dowiedzieć się możemy, jak wyglądało życie przeciętnej Kowalskiej, pań bogatych i samodzielnych finansowo, ale także tych z niższych warstw społecznych - np. służących. Poznajemy również wielkie gwiazdy ówczesnej branży beauty: Julię Świtalską, Leona Lustra czy Jana Batę. Nie znacie? Moim zdaniem wiele tracicie ;).
Ilustracje dobrze dopełniają treści zawarte w książce, pomagają w oddaniu klimatu czasów, a zawarte w niej porady często pozostają aktualne także obecnie - ciężko się nie zgodzić, że dieta złożona z czekoladek i likieru jest niezdrowa, a odrobina ćwiczeń jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Ciekawym dodatkiem są przepisy na własnoręcznie przygotowane kosmetyki - przyznam, że o niektórych składnikach słyszałam po raz pierwszy, choćby o tynkturze benzoesowej. Mogą one stanowić doskonałą inspirację dla "małych alchemików", którzy często przygotowują własne mazidła. Dla osoby początkującej większość przepisów może wydać się (moim zdaniem przynajmniej) zbyt trudna i zniechęcająca, a instrukcje nie dość dokładne - tak może stać się np. w przypadku wykonania kremów, które wymagają łączenia faz w określonej temperaturze. Moje doświadczenie wyniesione z warsztatów wykonywania własnych kosmetyków pokazuje, że w przepisie wszystko wygląda łatwo, ale czasem drobne zmiany w realizacji mogą spowodować dużą różnicę. Osoby z pewnym doświadczeniem mogą wynieść z tej części książki dużo więcej. Niemniej początkujący też mogą znaleźć coś dla siebie - z połączeniem gotowych hydrolatów z pewnością poradzi sobie każdy ;). Do takiego leniwego łasucha jak ja najbardziej przemawia domowa esencja waniliowa - łatwa, pachnąca, apetyczna :D.
Podsumowując, uważam tę książkę za szczególnie ciekawą lekturę dla pasjonatów historii, fanów dbania o urodę i przygotowywania własnych kosmetyków. Poza drobnymi mankamentami czytało mi się naprawdę przyjemnie, pochłonęłam ją w jeden wieczór. Nie wykluczam, że zapoznam się także z innymi dziełami Aleksandry Zaprutko-Janickiej, z chęcią sięgnę po jej artykuły, może zaopatrzę się także w pozycje traktujące o kuchni pierwszej połowy XX wieku.
A Wy lubicie poznawać bardziej nietypowe sposoby dbania o urodę? Może znacie jakiś trik, który stosowały Wasze babcie i prababcie?
Buziaki :*
Opis ciekawy ale ja nigdy nie lubiłam używać dużo specyfików do pielęgnacji ciała czy twarzy . Zawsze mnie to uczulało albo bardziej wysuszalo skórę
OdpowiedzUsuńMoże właśnie trafiałaś na niedopasowane kosmetyki ze składami, które nie pasują Twojej skórze? W tej książce możesz odnaleźć pewną inspirację, w sieci jest też mnóstwo informacji na temat czytania składów, produktów o bardziej łagodnych formułach, na pewno znajdziesz coś, co Ci pomoże!
UsuńNa pewno warto poszerzyć horyzonty o lekturę tej książki :) chętnie bym ją przeczytała.
OdpowiedzUsuńJeśli po nią sięgniesz, to podziel się wrażeniami!
UsuńInteresująca pozycja.
OdpowiedzUsuń;)
UsuńZ przyjemnością sięgnęłabym po tę pozycję czytelniczą. Może jak będę w Polsce rozejrzę się za nią :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Ci się ją nabyć bez problemu i podzielisz się wrażeniami! :)
UsuńZainteresowałaś mnie tą książką, ale zgodzę się, że graficznie jest nietrafiona - stylistyka zwyczajnie odpycha, to sztuczne zniszczenie wygląda aż nadto przekonująco, przez co książka nie wygląda atrakcyjnie. Z kolei czarno-białe zdjęcia... ja wiem, że to nawiązanie i ukłon dla tamtych czasów, ale kurczę no, mówimy o barwnym świecie kosmetyków... ;(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)Blonde Kitsune
No powiem Ci szczerze, że dobrą chwilę spędziłam nad rozkminianiem, czy faktycznie jest zniszczona, czy tak to ma być... Podejrzewam, że zdecydowana większość (o ile nie wszystkie) fotografie i reklamy były w oryginale czarno-białe, więc niestety niewiele dało się z tym zrobić. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to dorzucenie współczesnych zdjęć zachowanych produktów albo fotografie przygotowanych przez autorkę kosmetyków.
UsuńPozdrawiam również :*
Brzmi interesująco, musze poszukać w bibliotece :)
OdpowiedzUsuń______
Magda Ostrowska
Jest już chwilę na rynku, więc powinna już pojawić się w bibliotekach :)
UsuńPrzypomnialas mi o tej książce, dzięki!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że recenzja się przydała ;)
UsuńWydaje się, że kobiety mają teraz łatwiej, bo półki sklepowe uginają się od słoiczków z kremami i innymi specyfikami do pielęgnacji skóry. Tylko, czy kiedyś nie było zdrowiej?
OdpowiedzUsuńWybór jest szerszy, ale czasem przez to trudniejszy - wymaga większej wiedzy, aby dobrze dobrać produkt do potrzeb swojej skóry. Mamy jednak o wiele więcej możliwości zadbania o siebie, znamy substancje, o których nie śniło się poprzednim pokoleniom, a te znane od wieków potrafimy efektywniej uzyskiwać i lepiej przechowywać. Jeżeli się dobrze poszuka, to można mieć i zdrowo, i efektywnie ;).
UsuńOoo ta pozycja wydaje się być dla mnie! Dzięki!
OdpowiedzUsuńDaj znać, jak Ci się czytało!
Usuńo! kolejna książka na długie jesienne wieczory! Klaudi
OdpowiedzUsuńZaopatrzysz się? :)
UsuńAutorka książki, to moja znajoma z dawnych, studenckich czasów. Strasznie fajnie jest widzieć, jak się rozwija i jak doskonale znalazła sobie niszę w historycznym i literackim świecie :)
OdpowiedzUsuńAle super, że znasz ją osobiście! :) Poszła w bardzo ciekawym kierunku, czekam na więcej takich publikacji!
UsuńUwielbiam takie książki z wątkiem historycznym. Poszukam jej :)
OdpowiedzUsuńMnie też fascynuje historia, lubię poczytać, jak wyglądało życie w minionych epokach ;)
Usuńekstra. to mi sie podoba :D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńInteresuje mnie taka tematyka zdecydowanie. Słyszałam o tej książce wiele dobrego, więc czas najwyższy ją kupić :)
OdpowiedzUsuńNa długie, zimowe wieczory będzie idealna :)
Usuńa czy można prosić o linki dot. henny??? :)
OdpowiedzUsuń