sobota, 3 września 2016

DIY: Maseczki w płachcie

Witajcie :*

Jakiś czas temu świat oszalał na punkcie azjatyckiej pielęgnacji. Sama poddałam się tej modzie i planuję przekuć ją w coś bardziej długotrwałego. Jeżeli istnieje sposób, który pozwoli mi zachować dłużej ładną cerę i poprawić to, co w niej niedoskonałe, to ja jestem za. Wszyscy już chyba słyszeli o maseczkach w płachcie, czyli cieniutkich płatach materiału nasączonych dobrymi dla skóry substancjami. Miałam okazję ich spróbować i przypadły mi do gustu, pozwalały wykonać domowy rytuał pielęgnacyjny, który jest nie tylko bardzo przyjemny i relaksujący, ale też wygodny i szybki. Niestety, Polska to nie Korea, maseczki w płachcie nadal nie są dostępne w każdym pobliskim sklepiku, a ich ceny chociaż nie wydają się jednorazowo bardzo wysokie, to jeżeli zaczniemy używać ich regularnie, tak jak to robią Azjatki, to może okazać się, że te 10-15 zł wydane 2 razy w tygodniu to już spory wydatek w skali miesiąca. Ale jest na to tańszy sposób - maseczki w płachcie robione samodzielnie! Może nie będą tak słodkie i kolorowe jak te oryginalne, ale umożliwią za to większą personalizację i sporą oszczędność! Zaciekawieni? Zapraszam dalej!




Najtrudniejszy pierwszy krok, czyli skompletowanie niezbędnych przedmiotów. Podzielić je można na dwie kategorie: baza, czyli sama płachta, oraz dodatki, czyli wszelkiego rodzaju płynne substancje, które służą Waszej cerze. Ale skąd wziąć "szmatki"? Słyszałam, że skompresowane płachty do maseczek można dostać w Hebe, ale mnie się ta sztuka nie udała, więc posiłkowałam się starym dobrym Aliexpress. 20 sztuk kosztowało mnie 1,30$ (obecnie 1,24$), co łącznie daje zawrotną sumę... 5,09 zł! Brzmi nieźle, prawda? Zamawiałam na tej aukcji. Pojedynczy skompresowany płat wygląda tak, jest ciut większy niż pięciogroszówka:


Skoro już mamy same maseczki, wypadałoby je czymś nasączyć. I tutaj mamy ogromną dowolność - wybieramy to, co w płynie i co lubi nasza skóra. Przebieramy wśród hydrolatów, naparów, olejków, ekstraktów itp. Moim ostatnim odkryciem jest sok z ogórka - ścieramy średniego zielonego ogórka na tarce, odciskamy z niego płyn na sitku, z reszty robimy pyszny sos tzatziki, a sok z dodatkami np. ekstraktem z aloesu czy kroplą cytryny sprawdza się jako idealna mieszanka odświeżająca w gorący dzień. Położenie sobie takiego zimnego kompresu na twarzy jest wówczas prawdziwą przyjemnością! Perfekcyjna pani domu - jednocześnie dba o siebie i o brzuszki swoich domowników :D. Na zdjęciu widzicie mieszankę: 5 łyżeczek naparu z czystka, 1 łyżeczka płynnego miodu, 1 łyżeczka oleju z wiesiołka, kilka kropel ekstraktu aloesowego i kilka kropel soku z cytryny. 7-8 łyżeczek płynu to wg mnie minimum, zawsze warto mieć więcej (ja akurat zagapiłam się przy piciu herbaty, zanim sobie odłożyłam do miseczki, zostało jej niewiele :D), aby kompres mógł dobrze nasiąknąć i jeszcze lepiej nam posłużyć.


Skompresowaną płachtę wrzucamy do środka i ekscytujemy się jak śmiesznie pęcznieje, można jej delikatnie pomóc rozciągając materiał i "smarując" nim po talerzu/miseczce. Po naciągnięciu płynu wygląda tak (uwaga, creepy!):


Twarz dokładnie myjemy, tonizujemy, nakładamy maseczkę. Płat trzyma się na tyle dobrze, że możemy spokojnie siedzieć, chodzić, czytać, przeglądać neta, raz zdarzyło mi się nawet jeździć na rowerku stacjonarnym. Zwykle spędzam z takim kompresem na buzi tyle, ile mogę, od 15 minut do nawet 40, kiedy się zagapię. Zazwyczaj po tym czasie większość składników już została wchłonięta w skórę, więc szmatkę można zdjąć i bez żalu wyrzucić do kosza.


Lubicie maseczki w płachcie? Może możecie mi polecić coś ciekawego do nasączania kompresu?

Buziaki :* 

28 komentarzy:

  1. Nie miałam jeszcze okazji używać maseczek w płachcie, ale Twój wpis mnie zachęcił! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawią mnie te kompresy i muszę kiedyś kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aliexpress to jednak nigdy nie zawiedzie :), muszę się skusić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz o tym słyszę , widzę że jednak dobrze działają , może kiedyś spróbuję .

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam maseczki w płachcie - szybkie i dodatkowo super działają :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też mam takie sprasowane maseczki z ali, są super! Czasem nasączam je w samym mleku, czasem w herbatce rumiankowej czy lawendowej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, tą herbatką lawendową mnie zaciekawiłaś! Jak ją przyrządzasz i jakie ma działanie na skórę? :)

      Usuń
  7. Masz przepiękne oczy !!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja zwykle używam gotowych maseczek. Chociaż miałam ochotę robić maseczki tonikowe tylko nie wiedziałam gdzie te płachty kupić, teraz już wiem dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ja jeszcze nie miałam okazji spróbować, ale koniecznie muszę je sprawdzić :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W płachcie jeszcze nie próbowałyśmy:-)Ciekawy post:-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam maseczki w płachcie :) własnoręcznie nie robiłam jeszcze sobie takiej maseczki, może przyszła pora by ją wypróbować ;) Pozdrawiam
    www.kwadransdlaciebieblogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto spróbować :) Pozdrawiam również!

      Usuń
  12. a ja zawsze się bałam zamawiać na alie....
    muszę spróbować , dzięki za post

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się czego bać! Sprzedawca nie otrzyma pieniędzy, dopóki nie potwierdzisz, że wszystko jest ok ;) Fajny post na temat kupowania na Ali napisała Aniamaluje, poczytaj, to wszystkiego się dowiesz! :)

      Usuń
  13. Bardzo lubię i sama takie maseczki przygotowuję sobie i klientkom ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaciekawiłaś mnie, jakie najchętniej wykonujesz na klientkach? :)

      Usuń
  14. Nie próbowałam takiej maseczki i widzę,że chyba najwyższa pora to zrobić ;)

    OdpowiedzUsuń