Chyba każda kobieta marzy o tym, by ustami soczystymi jak wisienki całować swego wybranka. Wybranek natomiast marzy, żeby szminka nie rozmazała mu się po twarzy. I tak praktyczność zabija romantyzm, kiedy czerwone ze wstydu próbujemy doczyścić naszego nieszczęśnika z resztek pomadki, która za cholerę nie chce zejść. Jest na to patent- tzw. tint do ust. Magiczna farbka, która "wżera się" w (na szczęście tylko nasze) usta i zostaje tam na dłużej. Zapraszam Was na moją opinię o jednym z takich produktów: Bell Hypoallergenic Lip Tint nr 06.
Od producenta:
Specjalna formuła sprawia, że usta są gładkie oraz równomiernie pokryte kolorem. Wystarczy niewielka ilość kosmetyku, by uzyskać intensywny kolor oraz permamentny makijaż na wiele godzin. Nie klei i nie wysusza ust.
Tint dostępny jest w 6 kolorach, kosztuje ok. 10 zł. Opakowanie zawiera 5,5g produktu.
Skład:
Tint ma typowe błyszczykowe opakowanie i aplikator-pacynkę o lekko ściętym kształcie. Zatyczka ma kolor mniej więcej samego produktu, więc jeśli macie ich więcej, to łatwo się odnaleźć. Wczoraj jeszcze napisałabym, że opakowanie jest estetyczne, ma prostą szatę graficzną. Ale dzisiaj już tak nie powiem. Miałam nakremowane ręce i chciałam je odkręcić. Było dość mocno zakręcone, więc siłą rzeczy trochę potarłam palcami napisy. A one się kurde rozlazły. No nie. W to nie wierzę. Efekty tego cudu nad Wisłą możecie podziwiać na zdjęciach. Nawet mi się nie chce komentować, bo to aż przykre. A miała być laurka.
Sam tint z kolei zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Numer 6 to taka dość jasna, malinowo-czereśniowa czerwień. Nie umiem opisywać kolorów, ale mam nadzieję, że zdjęcia nieźle go oddają. Po nałożeniu pojedynczej cienkiej warstwy na usta (czego dokonać można albo dołączonym aplikatorem albo ewentualnie pędzelkiem, nie polecam palcem, bo skończycie jak ja w drogerii- z czerwonym łapskiem) jest lekko wilgotny, natomiast w ciągu minuty- dwóch wysycha i wgryza się w usta. Osiąga wtedy pełnię koloru i tak już zostaje. Możemy całować, ile chcemy (tak, zrobiliśmy test z TŻ). Wybranek pozostaje nieskalany kolorem. Tint bardzo delikatnie błyszczy, ale nie jak błyszczyk, tylko jakbyśmy miały takie nawilżone wargi. Wydobywa to, co pod spodem- jeżeli wasze usta są w dobrym stanie, wygląda bardzo ładnie, jeżeli przesuszone- może to trochę podkreślić, ponieważ nie działa jak typowa pomadka, nie powleka ust żadną widoczną warstwą.
Wczoraj trochę spontanicznie przygotowałam dla Was kilka zdjęć z różnych etapów noszenia.
Etap 1- 11.17 tuż po nałożeniu.
Wybaczcie, że zdjęcie nie do końca oddaje efekt, ale było wykonane w trochę innym celu. Dalej już będą zbliżenia ;). Usta udało mi się dość ładnie wyrysować załączonym aplikatorem.
Etap 2- 16.26. Po spędzeniu dnia na uczelni i zjedzeniu płatków z mlekiem tint lekko się wytarł w wewnętrznej części ust. Przy zbliżeniu wygląda to tak sobie, ale z daleka, przy normalnym kontakcie jeszcze by przeszło.
Etap 3- 16.32. Lekko poprawiłam produkt, dokładając go w środkowej części ust i delikatnie rozsmarowując na zewnątrz. Kolor ponownie jest bardzo intensywny i wygląda dobrze. Możecie poprawiać bez oporów, nie spapra się.
Etap 4- 18.23. Po zjedzeniu obiadu w postaci kaszy z sosem znowu obserwuję lekkie wytarcie od wewnątrz. Koloru już nie poprawiam, bo nie planuję wychodzić z domu.
Etap 5- 19.20. Zmywam makijaż. Tint jest dość wyraźnie wytarty od wewnątrz, jednak kontury trzymają się nienagannie. Aby je domyć walczę z wacikiem i micelem kilka minut. Nadal na ustach widoczna jest poświata koloru. Daję sobie siana.
Jak widzicie kolor ładnie wgryza się w wargi i zostaje tam na długo. Wielogodzinne mówienie czy jedzenie mogą go delikatnie wycierać od wewnątrz (pijąc wodę nie zaobserwowałam problemów). Można go jednak bardzo łatwo poprawić bez uszczerbku dla wyglądu reszty ust. Jego zapach jest niezbyt pociągający, ale baaardzo delikatny, nie czułam go przy aplikacji, dopiero jak wsadziłam nos w opakowanie. Nie czuję go za bardzo na ustach, wrażenie jest takie, jakbym nic nie miała. Kiedy czuję, że trochę wysychają mi wargi, nakładam pomadkę ochronną (ma bardzo zbliżony kolor do tej czereśniowej z Yvers Rocher, którą pokazywałam w wiosennym tagu, fajnie się uzupełniają), wtedy mam efekt bardzo soczystych, zmysłowych ust.
Na deser trochę inne podejście do używania tintów- zainspirowałam się azjatyckim makijażem w stylu ulzzang, czyli gradientowymi ustami, które na środku są mocno podkreślone, a na zewnątrz coraz jaśniejsze. Sprawia to wrażenie świeżo przygryzionych warg oraz mniejszych, trochę dziecięcych słodziutkich usteczek.
A Wy lubicie tinty? Może macie swoje ulubione marki i kolory?
Buziaki ;*
Nigdy nie próbowałam tego typu produktów, chociaż jakiś czas temu dużo się o nich mówiło. Kolor bardzo ładny :)
OdpowiedzUsuńPolecam wypróbować, bardzo ciekawy produkt ;)
UsuńA ile kaw da się wypić nim zacznie schodzić? :)
OdpowiedzUsuńCiężko mi powiedzieć, ale zakładam, że sporo, chyba, że zaczniesz bardzo intensywnie zlizywać piankę ;D
Usuńkiedys dawno takie rzeczy probowala, przyznam ze na twoich ustach mi sie podoba:)
OdpowiedzUsuńTo może do nich wrócisz? :)
UsuńTen azjatycki sposób super wygląda :) Jakoś nie ufam zbytnio produktom Bell, ale kolorek jest obłędny :D
OdpowiedzUsuńAkurat ten poza opakowaniem jest bardzo dobry i mogę Ci go spokojnie polecić. Z dwa lata temu miałam ich tint z serii podstawowej, nie hipoalergicznej i nie zrobił mi krzywdy :)
UsuńNiezła trwałość :)
OdpowiedzUsuńCo do ostatniego zdjęcia - ja nakładam szminki palcem delikatnie wklepując je od środka na zewnątrz. Efekty baaardzo zadowalający :)
Muszę kiedyś wypróbować :) Z tintem niestety się tak nie da, chyba, że chcesz szorować palce peelingiem ;D
UsuńMiałam kiedyś ten tint, mój miał chyba kolor fuksji :) Nie lubiłam jego smaku ale poza tym nieźle go wspominam :)
OdpowiedzUsuńNie czuję jakiegoś szczególnego smaku, ale to może kwestia tego, że właśnie wypiłam sok ;D
Usuńtrwałość zatrważająca:D też miałam ale usta mi wysuszał/... obserwuję:)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie jedna z jego zalet ;) Wiele zależy od indywidualnych predyspozycji, tak jak pisałam jak radzę sobie po prostu nakładając na niego balsam w razie potrzeby.
Usuńśliczny ten kolor, a ostatnie zdjęcie najbardziej mi się spodobało. :):)
OdpowiedzUsuńMiło mi :) Może spróbujesz takiego makijażu?
Usuńcena mnie zaskoczyła, spodziewałam się, że będzie droższy... chyba poszukam
OdpowiedzUsuńJak sprawdzałam ostatnio w Rossmannie to kosztował dyszkę z groszami, bodajże 10,60. Ja dodatkowo złapałam na go promocji, więc tym bardziej cena nie zabolała po kieszeni ;)
UsuńPiękny kolor. Akurat szukam takiego różu z domieszką czerwieni więc chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam bardzo dużo o tym produkcie i chyba czas wreszcie go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńSpróbować zawsze warto, może akurat znajdziesz swój ideał? :)
UsuńSłyszałam wiele o tych pomadkach :) Nawet moja kosmetyczka pokazywała mi jak się kolor już po chwili wgryza w usta :) Ciekawi mnie bardzo i zapewne kiedyś się u mnie znajdzie :)
OdpowiedzUsuńPolecam, to bardzo wygodne ;)
UsuńBardzo ładnie wyglądasz w tym kolorze :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Polubiłam w ostatnich miesiącach mocniejsze usta :)
UsuńMiałam kiedyś tint z Lovely i również wżerał się w usta jak opętany! Lubiliśmy się bardzo ;) A Twoje usta wyglądają przepięknie :)
OdpowiedzUsuńJa go nie miałam, ale każdy tint będzie u mnie mile widziany, także jak robiłaś recenzję, to koniecznie dawaj znać :) Dziękuję :*
Usuń46 yrs old Executive Secretary Fianna Klagges, hailing from Cottam enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Kayaking. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. kontynuuj czytanie
OdpowiedzUsuń