Piękna cera to marzenia chyba marzenie każdego człowieka. Jakiś czas temu świat zachwycił się azjatyckimi sposobami na jej osiągnięcie, metodą 10 kroków w pielęgnacji, kosmetykami w uroczych opakowaniach. Dzisiaj opowiem Wam kilka słów na temat książki napisanej przez pochodzącą z Japonii Chizu Saeki - jaki jest jej pomysł na dbanie o skórę?
Oryginalne wydanie ukazało się w 2004 roku (polskie w 2018), następnie przetłumaczone zostało na język angielski i wypuszczone pod tytułem "Japanese skincare revolution". Polski tytuł poszedł jednak w trochę inną stronę, być może na fali innych "Sekretów urody...", o których swego czasu mówiło się bardzo dużo ;). Wydawca (Vital) głosi:
Wielu z nas zastanawia się, na czym polega sekret nieskazitelnej cery japońskich kobiet. Czy spędzają całe dnie z maseczkami na twarzach? A może wydają bajońskie sumy na zabiegi kosmetyczne w renomowanych salonach piękności? Nic z tych rzeczy. Dzięki tej książce dowiesz się, jak zadbać o swoją skórę domowymi i tanimi sposobami, pozbędziesz się zalegającego na półkach nadmiaru kosmetyków i odkryjesz, że możesz być piękna niezależnie od wieku czy typu cery. Autorka podaje również instrukcje wykonywania maseczek i masażu limfatycznego twarzy, który możesz przeprowadzić w domu. Gwarantuje Ci to pierwszy wydany w Polsce kompletny podręcznik japońskiej pielęgnacji. Ta książka to prawdziwa inwestycja w przyszłość Twojej skóry. Piękno jest w Twoich rękach!
Cena okładkowa to 34,30 zł, ale w internecie spokojnie jesteśmy w stanie kupić ją mniej więcej dyszkę taniej ;).
Z okładki uśmiecha się do nas sama autorka - Chizu Saeki. Ta wiekowa już dama to pochodząca z kraju kwitnącej wiśni kosmetyczka i konsultantka (m.in. Guerlain, Diora), właścicielka szkoły wizażu i salonu kosmetycznego.
Podtytuł książki obiecuje wiele i sugeruje zmianę w dotychczasowym myśleniu o azjatyckiej pielęgnacji. Mamy zerwać z uzależnieniem od kosmetyków i osiągnąć cerę marzeń. Brzmi obiecująco.
Książka podzielona jest na 8 głównych części. Pierwsza to wprowadzenie, opisujące założenia stylu pielęgnacyjnego Saeki - wykorzystywanie całego potencjału produktów, korzystanie z własnych dłoni i innych tanich metod zamiast wizyt w salonach urody (zaskakujące, zważywszy, że autorka taki prowadzi), cieszenie się szeroko rozumianym pięknem, akceptacja siebie, słuchanie potrzeb własnego organizmu i postępowanie zgodnie z nimi. Poszczególne części podsumowują strony z "urodowymi poradami", czyli precyzyjnymi wskazówkami, jak lepiej wyglądać i czuć się.
W kolejnych rozdziałach poznajemy kluczowe narzędzia, techniki, zasady pielęgnacji, dowiadujemy się, jak walczyć z najpopularniejszymi problemami skóry i poznajemy jej typy.
Co mi się podobało?
Zainteresowała mnie technika masażu limfatycznego, którego głównym celem jest wspomaganie pracy układu limfatycznego w celu odprowadzenia toksyn i pozbycia się opuchlizny. Jest on dobrze i przystępnie opisany, wzbogacony o fotografie ilustrujące ruchy, dzięki czemu wykonanie go nie jest problemem.
Sposoby na walkę z wiotczeniem skóry w różnych rejonach też wydają się proste do wprowadzenia, traktują twarz bardziej całościowo, proponują masaże i ćwiczenia (nie tylko działanie na wierzchnie jej warstwy za pomocą kremu).
Podoba mi się też pomysł na samodzielne wykonanie maseczek w płachcie, zwanych tutaj lotionowymi - to oszczędność pieniędzy, możliwość dopasowania wielkości maski idealnie do naszej twarzy, wykorzystanie produktu, który już mamy.
Co mi się nie podobało?
Błagam, niech ktoś zrobi temu jeszcze raz korektę. Ja rozumiem, każdy ma prawo się pomylić, fakt, że tekst jest tłumaczony, też nie pomaga, ale jak można puścić do druku zdania takie jak "Twój kontur twarzy traci swój owal, gdy przepływ limfy wokół uszu i szki jest spowolniony."; "Taki zabieg utrudni twojemu makijażowi zepsuciu się a jednocześnie będzie lekkim masażem, który poprawi krążenie krwi."; "Użyj również takiego do okolic oczy, jeśli tego potrzebujesz." Moje czepialstwo nie pozwala odpuścić.
Innym grzechem jest niekonsekwencja. Najpierw dostajemy zdanie "Pielęgnacja skóry w Stylu Saeki nie wymaga ekskluzywnych produktów.", po czym widzimy reklamę podstawowych kosmetyków, wśród których pojawiają się produkty marek Bobbi Brown, Estee Lauder czy Nars. Z całym szacunkiem, ale myślę, że dla przeciętnej Polki to jednak nie są tanie i łatwo dostępne kosmetyki, szczególnie, że w przypadku wielu z nich z pewnością dałoby się znaleźć równie dobre odpowiedniki z drogerii.
Zresztą reklama to kolejny mankament książki - wydawca naprawdę mógł sobie odpuścić opatrywanie słowa "suplementy" przypisem z reklamą strony swojego sklepu. "Witaminie C" też nie przepuścił, przypis musi być.
Wybitnie nie podoba mi się też ignorowanie istnienia pewnych osób i oczywistych faktów - w książce bardzo często pojawia się hasło "jeśli jesteś po trzydziestce, to rób to i to". A jeśli nie jestem? To mam przesrane i muszę zgadywać, bo nikomu nie chce się napisać, jakie serum i podkład są odpowiednie dla mnie. Zresztą jestem skłonna twierdzić, że dobieranie czegokolwiek tylko na podstawie wieku, to zbyt daleko idące uproszczenie - inaczej wygląda cera dwudziestolatki, która pali, nie wysypia się i notorycznie chodzi na solarium, a inaczej czterdziestolatki, która zawsze dba o ochronę przeciwsłoneczną i prowadzi zdrowy styl życia. A każdej się chyba krem należy. Czy nie? Dobiło mnie zdanie "W Australii, gdzie promieniowanie UV jest bardzo silne, dokładna ochrona przed słońcem jest zalecana nawet dla dzieci, ze względu na duże ryzyko wystąpienia raka skóry." W moim niedouczonym umyśle istnieje przekonanie, że chronić się powinno każdego, a zwłaszcza dzieci, bo mają delikatniejszą skórę (zresztą potwierdzać to może nowy przepis dotyczący solarium), a słońce może być szkodliwe wszędzie (bo skąd by się wzięły poparzenia skóry po jeździe na nartach w ośnieżonych Alpach?). To zdanie jest w mojej opinii tak dużym uproszczeniem, że aż boli. Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu.
W moim odczuciu treści zawarte w tej książce idealnie nadają się do przygotowania dobrego artykułu o pielęgnacji i solidnego filmu instruktażowego o masażu twarzy, ale czy całej książki? Nie wiem. Nie jest zła i zwraca uwagę na kilka interesujących kwestii, jednakże posiada też wady, które ciężko mi ignorować. Najlepiej samodzielnie wyrobić sobie opinię, np. wypożyczając ją z biblioteki.
A Wy znacie tę pozycję? Jaki macie stosunek do azjatyckich metod dbania o urodę?
Buziaki :*
Mnie taka metoda pielęgnacji w ogóle nie służy. Próbowałam nie raz jednak efekt był odwrotny od zamierzonego :/
OdpowiedzUsuńW tych bardziej rozbudowanych rytuałach pielęgnacyjnych ciężej znaleźć produkt, który nam nie służy. Może jakiś gagatek robił Ci na złość i dlatego nie byłaś zadowolona?
UsuńNie znam tej książki. Nigdy nawet jakoś nie interesowałam się tym jak azjatki dbają o urodę, ale mam koleżankę, która mieszka w Azji i mówiła mi, że to wcale nie wygląda tak super jak każdy myśli :)
OdpowiedzUsuńWiadomo - ideały swoją drogą, a rzeczywistość swoją ;). A w jakim kraju mieszka koleżanka?
UsuńZamówiłam właśnie słynną książkę o sekretach koreańskiej pielęgnacji. Muszę przyznać, że akurat o tej książce nie słyszałam, ale rzeczywiście, te byki mogą być frustrujące podczas czytania (sama tak mam jak widzę błędy) :D
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo przewrażliwiona, więc momentami dostawałam szału ;D. Sekrety urody Koreanek czytałam już jakiś czas temu i przyznam, że miałam z tego dużo frajdy.
UsuńCiekawi mnie azjatycka pielęgnacja, ale nie ufam jej na ślepo i całkiem fajnie sprawdzają się u mnie polskie kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, to żeby produkt pasował nam składem i właściwościami, jeśli można taki znaleźć na rodzimym rynku, tym lepiej - na ogół taniej i wspieramy swoich ;).
UsuńGrrr!! Dobrze, że zrecenowałaś te książkę, bo uwielbiam czytać takie poradniki, ale takie błędy w tłumaczeniu dla mnie są nie do przyjęcia. No i też zanim przeczytałam o tej dyskretnej reklamie EL i innych luksusowych marek sama zwróciłam na nie uwagę. Wybitnie nie podoba mi się struktura i język tej ksiązki. Bardziej przypomina broszurę reklamową z darmowymi poradami. Do sekretów urody Koreanek się nie umywa ;)
OdpowiedzUsuńUważam, że po dobrej korekcie i rezygnacji z treści reklamowych, cała książka zdecydowanie by zyskała. Widać, że autorka ma całkiem rozsądną koncepcję, ale to wszystko gdzieś umyka.
UsuńI juz widze ze to ksiazka nie dla nie hahaha, ogolnie jakos wszystkie te "sekrety..." mnie odpychaja ;)
OdpowiedzUsuńJest w nich czasem sporo mądrości, choć forma podania bywa... zniechęcająca.
Usuńnie zachęciłaś mnie do tej książki... Charlotte Cho też mnie rozczarowała-nie było tam dla mnie nic odkrywczego... używam koreańskich kosmetyków, ale nie mam na tym punkcie fizia. Choć kremów BB zaczęłam używać daaawno temu, gdy jeszcze nie były w ogóle dostępne na polskim rynku :)
OdpowiedzUsuńBardzo zdrowa postawa - warto korzystać z dobrodziejstw całego świata, skoro mamy go na wyciągnięcie ręki, ale grunt, to równowaga i dbanie o potrzeby własnej skóry. A jaki jest Twój ulubiony krem bb?
UsuńJak na razie nie jestem za takimi typowo 'jakimiś' pielęgnacjami. Wolę dobrać kosmetyki do swoich potrzeb, nawet jeśli miałabym je mieszać z różnych kategorii. Książkę mogłabym nawet przeczytać, ale wątpię żebym ją jakoś wplotła w życie.
OdpowiedzUsuńTaka droga jest chyba najzdrowsza - korzystać z tego, co działa, ale nie przywiązywać się ślepo ;).
UsuńDokładnie – z biblioteki bym ją wypożyczyła, do kupna zdecydowanie mnie zniechęciłaś, ale słusznie – pewne stwierdzenia/porady, jak ochrona przeciwsłoneczna "nie dla każdego", czy dobieranie kosmetyków tylko na podstawie wieku, a nie stanu skóry, bardzo odstręczają mnie od tej książki. Korekta- może pominę ten temat :) Najbardziej jednak zaskoczyły mnie proponowane kosmetyki, spodziewałam się naturalniejszych produktów (a raczej marek, bo piszę to w odniesieniu do BB, EL, czy NARS), w sumie to nie wiem dlaczego ;)
OdpowiedzUsuńZainteresowały mnie natomiast wątki o masażach i ćwiczeniach mięśni twarzy :)
Nie jestem ślepo zapatrzona w "azjatyckie sposoby" dbania o cerę, ale jestem zdania, że warto być otwartym na inspiracje :) Zapoznałam się z książka Charlotty Cho, zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale w zasadzie nie wniosła dla mnie nic nowego, ja już wypełniałam te etapy w niej zawarte, tylko, oczywiście nie wszystkie na raz, no i zazwyczaj polskimi kosmetykami :)
Myślę, że właśnie masaże i ćwiczenia to te wątki, które zdecydowanie domagają się rozwinięcia, bo są chyba najsłabiej znane poza krajami azjatyckimi. Zazwyczaj coś tam wiemy, ale bez szczegółów, a to naprawdę ciekawa działka dbania o urodę. Inspirację warto czerpać zewsząd! :)
UsuńPo "sekretach urody Koreanek" ciężko znaleźć równie dobrą książkę na temat 10-etapowej pielęgnacji.
OdpowiedzUsuńAkurat autorka nie wybiera aż tylu kroków, proponuje 8.
UsuńHmmm...mam mieszane uczucia. Z jednej strony chętnie bym poczytała o tych domowych sposobach, masażach i innych poradach. Zwłaszcza, że wiedzą kosmetyczną nie grzeszę, a i regularność by się przydała. Ale kurcze, te błędy tłumaczeń, ten brak konsekwencji, wyjaśnień i nachalne reklamy skutecznie mnie odstraszają.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeśli masz zaczynać od zera, to raczej rozejrzyj się po necie - znajdziesz tam mnóstwo darmowej wiedzy z interesujących Cię zakresów ;).
UsuńKsiążka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie pasuje Ci temat czy sposób jego przedstawienia?
UsuńNie znam tej książki, ale Twoje spostrzeżenia bardzo cenne
OdpowiedzUsuńCieszę się!
UsuńSporo w tej książce niekosekwencji jak wynika z Twojego opisu. Ja bardzo lubię azjatyckie (koreańskie i japońskie) kosmetyki i lubię z nich skorzystać.
OdpowiedzUsuńA jaki jest Twój największy azjatycki hit?
Usuńchyba esencje, bo robia dużą różnicę w pielęgnacji.
UsuńWłaśnie do mnie leci ślimakowa, ciekawe, czy u mnie też zrobi taką rewolucję...
UsuńCiekawe czy we wnętrzu, faceci coś dla siebie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli się myją i pragną zapobiegać zmarszczkom, to tak ;).
UsuńNie znam tej książki, ale jakoś mnie nie fascynuje azjatycka pielęgnacja.
OdpowiedzUsuńJesteś wierna polskim markom czy bardziej pociąga Cię zachód?
Usuńnie słyszałam o tej pozycji, mam za to czemu japonki nie tyją i się nie starzeją - na razie całkiem ok. Pomimo Twoich mieszanych odczuć chyba się na nią kiedyś skuszę
UsuńSpostrzeżenia trafne. Miałam kiedyś ten poradnik w ręce, ale nie kupilam. Zraziło mnie kilka rzeczy, a tu widzę, że jest tego więcej!
OdpowiedzUsuńO widzisz! A pamiętasz, co Ci się nie spodobało?
UsuńChyba kiedyś widzialam podobna książkę o Koreankach
OdpowiedzUsuńZ pewnością, była bardzo popularna ;)
UsuńTłumaczenie jak z google translate :D
OdpowiedzUsuńNo cóż, miewałam takie wrażenie :D
UsuńŚwietna recenzja, prawdopodobnie też by mnie te aspekty denerwowały :)
OdpowiedzUsuńNo przyjemne to one nie są...
Usuń