W ostatnią niedzielę miałam okazję uczestniczyć w swoich pierwszych w życiu targach kosmetycznych- LNE 2016 w Expo w Krakowie. Udało mi się zrobić niewielkie zakupy i wziąć udział w 3 pokazach makijażowych. W tym poście chciałabym Wam co nieco o nich poopowiadać. Zapraszam!
Swoją wejściówkę wygrałam w konkursie u Karoliny Zientek (<3). Była co prawda dwudniowa, ale stwierdziłam, że nie opłaca mi się jechać ani dwa razy, ani na dwa dni- nie planowałam większego szaleństwa zakupowego, a interesujące mnie pokazy odbywały się w niedzielę, więc pojechaliśmy tylko 17. Nieco rozczarowałam się na miejscu, gdyż okazało się, że jednodniowa wejściówka mojego TŻ nie upoważnia do wejścia na pokazy w sesji make-up, a byłam pewna, że jedynie warsztaty masterclass wymagają dodatkowych akredytacji, a wszystkie inne są w cenie każdego biletu. Na szczęście problem się rozwiązał sam- TŻ czekał grzecznie w strefie gastronomicznej, a ja wybrałam się sama na 3 z 4 proponowanych pokazów.
Na miejsce można było dojechać darmowym autobusem z przystanku pod Galerią Krakowską, co dla mnie było bardzo dużym ułatwieniem, gdyż w Krakowie znam tylko kawałek Rynku, Wawel i jestem w stanie dostać się na Kazimierz, ale tylko idąc wzdłuż Wisły. ;D Podjeżdżał on pod samo Expo i stamtąd też zabierał uczestników z powrotem do centrum.
Rzutem na taśmę wpadłam na pierwszy pokaz: "Wakacyjny look- brąz, złoto i szmaragdy", który prowadził Beni Durrer (Niemcy). Wszystkie pokazy prowadzone przez gości z zagranicy były tłumaczone na żywo, także problemów językowych nie było ;) Niestety siedziałam dosyć daleko, więc musiałam ratować się patrzeniem na obraz z rzutnika, który niezbyt dobrze oddawał kolory. Odbiór zaburzało też światło, przytłumione i ciepłe, dlatego fajnie, że pod koniec pokazu modelka schodziła do publiczności i była możliwości przyjrzenia się bliżej, jak dokładnie wygląda makijaż. Był to typowo letni make-up- oko utrzymane w odcieniach brązu i złota z akcentami w odcieniach szmaragdowej zieleni. Inspiracją dla powstania tego looku było podobno Maroko i szlachetne kamienie. Tym, co było bardzo silnie widoczne, to blask- użyto połyskujących, przenikających się pigmentów. Istotna była też cera, ujednolicona, ale przede wszystkim bardzo błyszcząca, postawiono na zdrowy i mocny glow, makijaż nie został w żaden sposób utrwalony pudrem (taki pomysł na cerę to bardzo silna tendencja w makijażu, widoczna m.in. w modnym ostatnio strobingu). Podpatrzyłam też ciekawy patent na tuszowanie rzęs na modelce, w którym powieka została osłonięta chusteczką. Podobno umożliwia to bardzo dokładne malowanie, ktoś chętny do testów? :D
Później udałam się wraz ze strażnikiem skarbca na małe zakupy (wyniki znajdziecie w drugiej części posta), na potem wróciłam na dalszą część sesji makijażowej- pokaz specjalny "Makijaż z okładki". David Molina z Hiszpanii opowiadał o tym, jak tworzył okładkę do 105 numeru magazynu LNE. Co ciekawe pracował na dokładnie tej samej modelce, laureatce konkursu Fresh Faces 2015- Aleksandrze Przybyle. Na początek makijażysta pokazał kulisy sesji zdjęciowej i opowiedział o kolejnych etapach powstania zdjęcia. Podkreślił istotną rolę facechartów, które pomagają zaplanować look, dobrej współpracy z fotografem i odpowiedniego oświetlenia. Zauważył także, że każdy element ciała widoczny na zdjęciu musi być pomalowany, inaczej nie wygląda dobrze (należy pamiętać też o szyi czy dekolcie!). Z panujących trendów bardziej do gustu przypadł mu make-up no make-up i związany z nim blask skóry (jak widać to baaardzo modne), dlatego cerę modelki pokrył kremem CC i dużą ilością połyskujących pigmentów. Puder został nałożony tylko na oczy, aby umożliwić ładne roztarcie cieni, tutaj także skóra twarzy nie została upudrowana. Brwi zostały lekko podkreślone, natomiast powieka pomalowana na złoto. Dodano także akcent, który bardzo mi się spodobał- czerwono-czarną kreskę inspirowaną Japonią i makijażem gejszy. Czerwień i złoto pojawiły się również na ustach- cały makijaż bardzo przypadł mi do gustu, myślę, że spróbuję pobawić się z taką nietypową kreską na swoich oczach. Co ciekawe David w swoich makijażach używa chińskich, taniutkich rzęs! Zapytany o nową technikę klejenia od spodu nie chciał odpowiedzieć wprost, natomiast jego negatywne nastawienie było dosyć widoczne ;D Sama mam problem z przyczepianiem rzęs w ogóle, więc chętnie poczytam, co Wy o tym myślicie!
Ostatni pokaz, w którym uczestniczyłam, to "Makijaż ślubny w stylu vintage" prowadzony tym razem przez Polkę, Beatę Bojdę. Z poprzednich epok zaczerpnięty został w zasadzie jeden element- tak, zgadliście. Promienna i świetlista cera. Ze względu na warunki użytkowania skóra musi zostać utrwalona pudrem, jednak nadal zrezygnowano z klasycznego konturowania na rzecz strobingu. Twarz została tylko delikatnie zaznaczona za pomocą różo-bronzera w formie mozaiki. Makijażystka podkreśliła, jak ważne jest dobre wpracowanie podkładu w skórę i pozwolenie mu na zgranie się z cerą. Powieki zostały delikatnie pokryte jaśniutkimi cieniami, gwiazdą makijażu stała się biała linia wodna i równie biała kreska na górnej powiece. Przyznam szczerze, że dotąd nie widziałam takiego pomysłu na makijaż ślubny i całkiem przypadł mi do gustu- wygląda to dość nowocześnie, ale jednocześnie świeżo i subtelnie, zwłaszcza przy jasnej, rozświetlonej cerze. Nie wiem, czy panny młode chętnie się na to zdecydują, ale na pewno warto bliżej się temu przyjrzeć. Taki makijaż oka wyklucza użycie sztucznych rzęs (ha, coś dla mnie ;D), gdyż przysłaniałyby one zbytnio eyeliner. Makijaż umożliwia dobranie jednej z dwóch wersji ust- można się zdecydować na mocną i zdecydowaną oraz delikatną i naturalną- wizażystka wybrała tę drugą. Co ciekawe w makijaż wkradł się akcent biżuteryjny- delikatne perełki zostały przyklejone w wewnętrzne kąciki oraz na dekolt- myślę, że przy sukni z dużym wycięciem lub gorsetowej może to wyglądać bardzo ładnie i zastąpić naszyjnik, pytanie, czy faktycznie sprawdza się w praktyce, czy to raczej detal typowo do fotografii.
Przyznam szczerze, że obejrzane pokazy zainspirowały mnie do wypróbowania kilku elementów na sobie, będziecie chcieli zobaczyć moją interpretację, jeśli uda mi się zmalować coś sensownego?
Przejdźmy jednak do tego, co tygryski lubią najbardziej- zakupy <3
Mój budżet był dosyć ograniczony, dlatego zdecydowałam się na raczej mniejsze niż większe szaleństwa, ale zawsze coś tam nowego się u mnie pojawiło.
Maseczki w płachcie Skin79- coraz bardziej popularne, wiele osób jest z nich zadowolonych. A poza tym jak można odmówić pandzie? Kiedy nie kupujesz nic na targach, jakaś panda płacze... Do tego ślimaczek- przyznam szczerze, że początkowo była dość sceptycznie nastawiona do kładzenia go sobie na twarzy, gdyż na widok tego nieszczęsnego stworzenia czmycham na drugi koniec chodnika, ale skoro tyle osób używa i jest zadowolonych, to to nie może być BARDZO obleśne, natomiast o świetnym działaniu pielęgnacyjnym słyszałam dość sporo.
Pędzelki Maestro- 660 rozm. 4- malutki i cieniutki skośny syntetyk, myślę, że pomoże mi w stworzeniu super cienkiej kreski. Chętnie spróbuję jak sprawdzi się też do brwi.
322- pędzelek do blendowania z włosia kucyka, dosyć nieduży, więc dla mnie idealny- mam problemy z precyzją i lubię pracować nieco mniejszymi narzędziami.
Największy grzech- spray fixujący Kryolan Dermacolor. Zakupiony z zamiarem utrwalania makijaży na większe wyjścia czy dłuuuugie wycieczki. Mam nadzieję, że da mi rezultat, którego oczekuję- make-up nie do ruszenia.
Pyłek "syrenka" z NeoNail- uwielbiam wszystko, co się błyszczy, wędruje do mnie kolejny lakier Sapphire, który powinien bosko wyglądać w wersji błyszczącej :)
Cierpiałam na niedobory patyczków do skórek, więc od razu wzięłam setkę- teraz chyba sto lat nie będę musiała pamiętać, żeby je zamówić ;D
Jak to na takich imprezach bywa, zaopatrzyłam się także w próbki- co ciekawe, firma Yasumi do swoich ulotek dołączała bransoletki :)
I to już koniec- jak widzicie nie było dzikiego szaleństwa, tylko drobiazgi, ale jestem bardzo zadowolona z tego, co udało mi się zakupić i nie żałuję wyjazdu. Przy okazji połaziłam także dość trochę po Krakowie, jednocześnie dewastując wkładkę w bucie. W ogóle mam pecha, praktycznie zawsze, jak wybieram się gdzieś na cały dzień, to zmaltretuję jakąś część garderoby, na ogół buty właśnie. Chyba nie umiem chodzić xD
A Wy lubicie uczestniczyć w targach kosmetycznych? Może macie swoje ulubione?
Buziaki ;*
Nigdy w życiu nie brałam udziału w takim wydarzeniu, ale targi kosmetyczne brzmią bardzo zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńNa pewno warto się wybrać choćby na próbę, jeżeli taka tematyka Cię interesuje :)
UsuńFajnie, kosmetyczne tematy dla kobiety zawsze są wciągające. :)
OdpowiedzUsuńLadymami
Cieszę się :)
UsuńNigdy nie byłam na targach kosmetycznych i chyba nigdy nie pójdę. Podobnie jak na targach książki przyniosłabym pół domu:)) Ale cieszę się że dzięki Tobie mogłam tam zajrzeć:))
OdpowiedzUsuńwww.kobietawielozadaniowa.blogspot.com
O tak, powstrzymywanie się przed zakupami nie należy do rzeczy łatwych ;D
UsuńMiło mi uchylić rąbka tajemnicy! Pozdrawiam serdecznie!
Muszę wypróbować maseczki. Jesteś kolejną osobą, która pokazuje je u siebie na blogu. :)
OdpowiedzUsuńMam co do nich dosyć spore oczekiwania :)
UsuńNigdy nie brałam w czymś takim udziału :-)
OdpowiedzUsuńJa byłam pierwszy raz, ale chętnie to powtórzę :)
UsuńKiedyś chodziłam na te targi regularnie :). Ogólnie świetna jest część zakupowa, można upolować dużo ciekawych rzeczy w dobrych cenach. Ja zwykle zaopatrywałam się na zapas w glinki i maski algowe ;).
OdpowiedzUsuńAkurat glinkę jeszcze mam, ale dobrze wiedzieć na przyszłość, bo w sumie o tym nie pomyślałam. :)
UsuńTakie spotkania dają dużo pozytywnej energii :-)
OdpowiedzUsuńI mnóstwo inspiracji :)
UsuńJa tez nigdy nie byłam na targach kosmetycznych, a muszę przyznać, że można posiąść tam bardzo interesująca i pomocną wiedzę:)
OdpowiedzUsuńO tak, zdecydowanie! To jeden z fajniejszych aspektów takich targów :)
UsuńNie brałam udziału w takich imprezach, zastanawiam się zatem, jak poradziłabym sobie z tyloma kuszącymi propozycjami zakupowymi. :) Ciekawa relacja z tego interesującego wydarzenia. :)
OdpowiedzUsuńKluczem jest ustalony budżet i ktoś, kto go będzie pilnował ^^
UsuńWow! Ja jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w targach kosmetycznych, więc nawet nie miałam pojęcia jak to wygląda!
OdpowiedzUsuń" Na szczęście problem się rozwiązał sam- TŻ czekał grzecznie w strefie gastronomicznej" - Hahaha, padłam! Narwany też by tak pewnie zrobił :D
Fajny pomysł z tym shcodzeniem modelki do publiczności - zawsze to więcej można zoabczyć niż na rzutniku.
Te maseczki z pandą <3 Zdecydowanie nie można jej odmówić :D
Fajne te targi :D
No to może wybierzesz się na następne? Z grzecznie czekającym Narwanym ;D Bardzo pouczające doświadczenie, polecam!
Usuń