wtorek, 27 grudnia 2016

Ulubieńcy kosmetyczni 2016

Witajcie kochani ;*

Święta minęły, wielkimi krokami zbliża się kolejny moment przełomowy - Nowy Rok. Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że 2015 zleciał tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam. Dopiero co miałam dylemat, co robić w Sylwestra, a tu znowu problem powraca :D. Na życiowo-blogowe podsumowania przyjdzie jeszcze czas, dzisiaj zerkniemy sobie, jakie produkty zdominowały moją kosmetyczkę w ciągu ostatnich 12 miesięcy i zasłużyły na miano ulubieńców. Mamy tutaj właściwie dwa typy - efekt wow!, czyli produkty, które urzekły mnie od pierwszego wejrzenia i kosmetyki, po które sięgałam bezwiednie i właściwie występowały w 90% moich makijaży, zwłaszcza tych codziennych. Zapraszam serdecznie do czytania ;*





Zacznijmy od podstaw, czyli od działu....

PIELĘGNACJA


Olejek pod prysznic Isana stał się dla mnie taki tanim, łatwo dostępnym i wielofunkcyjnym myjadłem, który towarzyszy mi na co dzień i do którego wracam regularnie. Nie przesusza dodatkowo mojej atopowej skóry, domywa pędzle i gąbeczki. Nie ma zapachu fiołków, ale jest raczej neutralny (przynajmniej dla mnie). Gdybym miała zostawić sobie tylko jeden produkt to mycia, byłby to ten olejek. 


Żel aloesowy mój akurat firmy Gorvita. Świetny jako dodatkowa warstwa nawilżająca, sprawdzi się nawet na skórze tłustej, jest fajną bazą pod makijaż, bo nie zostawia na skórze filmu, wchłania się błyskawicznie i od razu można działać dalej. Dodatkowo zaobserwowałam, że ranki i poprzenia, które regularnie nim smarowałam, goiły się szybciej i ładniej. Naprawdę wielofunkcyjny produkt, warto mieć go w domu. 


Maska Kallos Keratin to już mój kolejny produkt tej marki, ale zdecydowanie ten wariant sprawdza się u mnie najlepiej. Pachnie tak bardziej "fryzjersko-salonowo", zdecydowanie nie jest to typowy dla mnie aromat, ale kupił mnie swoim działaniem. Używam go mniej więcej co drugi dzień w formie odżywki po myciu - nakładam na czyste włosy mniej więcej od brody w doł, podpinam je, kończę prysznic i po kilku minutkach spłukuję. Pięknie wygładza, a jednocześnie nie obciąża, z czym mam duży problem. No i ta cena - nic tylko brać! 

Teraz przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli... 

KOLORÓWKA 


Sensique, Bronzing Powder, mój w nr 107 najprawdopodobniej (niestety, naklejka nieco się wytarła). Wygląda niepozornie, kosztuje niewiele. Opakowanie też nie jest wybitnej jakości, co widać na załączonym obrazku. Ale kiedy chciałam szybko wykonać makijaż, delikatnie wymodelować twarz na co dzień, malowałam się w kiepskim oświetleniu - zawsze sięgałam po ten bronzer. Ma jasny, neutralny odcień, który na mojej cerze wygląda bardzo naturalnie i nie rzuca się w oczy. Nawet taka pierdoła jak ja się nim nie skrzywdzi, więc jeśli jesteście początkujące, macie jasną skórę i nie wiecie, na co się zdecydować, to warto zerknąć na ten kosmetyk. Dziękuję serdecznie kleopatre, która skierowała moją uwagę na ten bronzer ;* 


Pomada do brwi Freedom, moja w odcieniu Medium Brown. Jej pełną recenzję znajdziecie tutaj. Po tak długim czasie używania nadal ją uwielbiam, zużyłam gdzieś połowę, może troszkę więcej. W ostatnim czasie reanimowałam ją Duraline, mniej więcej raz na 2-3 użycia dorzucam kropelkę i śmiga. Zmieniła moje podejście do malowania brwi. Uwielbiam! 


BeBeauty Nude Stick Eyeshadow, czyli cień w sztyfcie z Biedronki, wyprodukowany przez Bell. Bardzo niepozorny produkt, wygrzebany kiedyś w kartonie "wyprzedażowym" za grosiki. Ma ciekawy kolor - taki przybrudzony, taupe, troszkę szary, troszkę fioletowawy, i perłowe wykończenie. Nic, co by przyciągnęło uwagę. Tymczasem jest naprawdę genialny i cieszę się, że wrzuciłam go wtedy do koszyka! Daje radę sam, jest świetną bazą pod cienie, szczególnie te błyszczące. Kolor jest bardzo codzienny, kiedy nie miałam pomysłu i czasu na makijaż, to zwykle sięgałam po ten produkt i jakieś prasowane cienie w podobnych odcieniach. Niestety, teraz nie jest dostępny, ale ostatnio przewinęły mi się w blogosferze cienie w sztyfcie Bell, które podobno są równie genialne - może to to samo? Zamierzam się kiedyś dowiedzieć :)


Maybelline Lash Sensational, czyli tusz, który stał się hitem Internetu. I w ogóle mnie to nie dziwi. Jest rewelacyjny! Daje piękny wachlarzyk rzęs, nie skleja, nie osypuje się, jeżeli nie zaczniemy płakać jak szalone, to trzyma się bez problemu. Gdyby tylko się tak paskudnie nie brudził (dajcie znać, czy Wasze opakowania też są całe upaćkane, czy to mój egzemplarz jest felerny)... Ale wybaczam. Obecnie testuję wersję wodoodporną, mam nadzieję, że mu dorówna ;). 

Na deser kategoria... 

PĘDZLE


Hakuro H79 - ideał do szybkiego makijażu jednym pędzlem. Wykonany z naturalnego włosia (dlatego wybaczcie mu lekkie przebarwienia, zapewniam, że umył się do zdjęcia), miękki i wygodny - możemy nim nałożyć i rozblendować cień w kilka chwil. Sprawdzi się od początku makijażowej drogi, bo to takie 2w1, dobrej jakości w dobrej cenie. Dostępność też jest niezła, Hakuro można kupić w wielu miejscach w Internecie, stacjonarnie widuję też w Drogeriach Polskich. 

Maestro, złota kolekcja, eyeliner - moje odkrycie w kategorii pędzel do brwi. Syntetyczny pędzelek, cienki i precyzyjny, a jednocześnie na tyle prosty w obsłudze, że poprawił moje tempo malowania. Łatwo się domywa, póki co dobrze trzyma kształt. Cena jest też w porządku, do dostania w necie, mój egzemplarz kupiłam na targach LNE. 

Na koniec jeszcze ogólne kosmetyczne "kategorie", w których nie mam do pokazania konkretnych produktów, ale i tak chcę o nich napomknąć. 

Wieloetapowa pielęgnacja, dzięki której zaczęłam używać w końcu serum i toniku. Zwracam też nieco więcej uwagi na ochronę przeciwsłoneczną, szukam produktów, które zaspokoją bardzo zróżnicowane potrzeby mojej skóry. Dzięki, Koreanki! ;)

Paznokcie hybrydowe, dzięki którym mój manicure wygląda dobrze dłużej niż dobę. Nie muszę go poprawiać milion razy w tygodniu, nie psuję "no przecież wyschniętego" lakieru po kilku chwilach, ogólnie dają mi ogromny komfort.  Zaczęłam też eksperymentować z bardziej wymyślnym malowaniem, robię pierwsze wzorki. No i odkryłam Aliexpress :D. 

A jakie są Wasze odkrycia minionego roku? Które produkty skradły Wasze serca?

Buziaki :*



41 komentarzy:

  1. Bardzo lubię żel Isana oraz maski Kallos.

    OdpowiedzUsuń
  2. lubię ten tusz maybelline :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam tylko tusz Sensational i z tego co pamiętam to w zeszłym roku zużyłam dwa albo trzy opakowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tusz maybelline to również mój ulubieniec ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam puder brązujący Sensique. Jest fajny, ale chętniej sięgam po ten z zestawu do konturowania Wibo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam tego zestawu, kusił, ale ostatecznie jakoś do mnie nie trafił ;)

      Usuń
  6. tylko tusz znam,co do ulubiencow bede robila post niedlugo;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam nic o dziwo :o Ale tusz mocno mnie kusi od jakiegoś czasu w końcu go wypróbuję! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pędzle z Maestro służą mi już wiele lat, teraz co prawda odkrywam co raz to lepsze innych marek, ale z tymi łączy mnie sentyment i trwałość- włosie nadal jest w idealnym stanie a mam je spokojnie ponad 6 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją uwagę przykuły szczególnie ich malutkie, precyzyjne pędzle, są super do "dłubaniny" :) Mam nadzieję, że moje także tyle wytrzymają!

      Usuń
  9. Uwielbiam ten żel aloesowy, jest naprawdę świetny. :) I chyba zainteresuję się tym tuszem bo mój ukochany 2000 Calories jakoś przestał mi służyć. Ja w 2016 znalazłam świetny szampon do włosów (Little Siberica) i całkiem fajny krem z kwasem (Bielenda). Większych hitów raczej nie było. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam spróbować, ten tusz naprawdę mi się spodobał :) W szamponach odkryłam mydlnicę, ale raczej bez konkretnej marki.

      Usuń
  10. Trzy pierwsze produkty mam i też uwielbiam ;) Olejek z Isany na początku męczył mnie zapachem, ale później go polubiłam ;) Żel aloesowy to cudo, nie kosmetyk ;) Ratuje nie tylko moją skórę, ale i włosy. A maska z Kallosa to czysty geniusz ;) Moje kłaczki ją uwielbiają. Reszty nie miałam, ale zastanawiam się nad jakąś pomadą do brwi. Może się skuszę na tę z Freedom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, jest aktualnie chyba jedną najtańszych opcji pomad dostępnych na rynku, kolorów jest dużo, a z zadaniem radzi sobie świetnie :)

      Usuń
  11. również używałam tej maski Kallosa i bardzo dobrze ją wspominam :D
    tusz Maybelline natomiast jest moim kosmetycznym koszmarkiem :(
    pozdrawiam http://zyciejakpomarancze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od indywidualnych potrzeb, choć przyznam, że mnie zdziwiłaś...

      Usuń
  12. Psujący się "no przecież wyschnięty" lakier (świetne powiedzonko! :D) to moja zmora, może w końcu przekonam się do hybryd... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie bardzo wiele zmieniły, myślę, że warto spróbować chociaż raz i wyrobić sobie opinię ;)

      Usuń
  13. O olejku słyszałam wiele dobrego, maskę do włosów niedawno skonczyłam i jestem zadowolona. Jestem ciekawa pomady i tuszu o którym też słyszałam dużo pozytywów :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Z Twojej listy używam takiej samej mascary i masek do włosów z Kallosa :) Reszta jest mi obca, ale prezentuje się bardzo zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może spróbujesz? Jestem pewna, że warto dać im szansę!

      Usuń
  15. Najbardziej spodobały mi się pędzle. Ja używam kosmetyków z naturalnych komponentów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są bardzo dobre :) Zdarza mi się wykorzystywać naturalne składniki w pielęgnacji, często są naprawdę świetne!

      Usuń
  16. Ciekawi Ci ulubieńcy, przyznam, że ani jednego nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja dopiero zakupiłam wersję wodoodporną tego tuszu i mam co do niego duże oczekiwania, mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie :) Znalazło się kilka produktów o których już nieraz myślałam aby wypróbować, chyba czas to zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam ten olejek Isany do mycia pędzli i gąbek, pod prysznic już mniej, ale też ujdzie ;) Niemniej zawsze mam go w domu :)

    OdpowiedzUsuń