Jakiś czas temu, kiedy blog był jeszcze w sferze bardzo luźnych planów zobaczyłam na Fb posta o poszukiwaniu przez firmę Le Petit Marseillais ambasadorek. Uznałam, że zawsze warto spróbować, a nuż trafi się coś ciekawego do przetestowania, zwłaszcza, że wcześniej nie miałam okazji "poniuchać" ich produktów. Zgłosiłam się więc i później o tym zapomniałam, angażując się w milion różnych innych rzeczy. Miłą niespodzianką był fakt, że udało mi się zakwalifikować. Dzisiaj obiad w postaci faszerowanej papryki przerwał mi kurier wchodząc wprost w rozpoczynający się remont... Otworzyłam paczkę i przejrzałam jej całkiem ciekawą zawartość. Opowiem o niej kilka słów pierwszego wrażenia, ale zanim to uczynię, chciałam tylko zaznaczyć, że opinia jest w pełni moja, a post ma na celu zachęcenie Was do zapisywania się do takich akcji- przecież każdy lubi dostać coś za darmo ;) zwłaszcza, jeśli to coś całkiem, całkiem fajnego ;) Na końcu notki krótko o tym, co zrobić, żeby się zapisać do portalu dla ambasadorek i dowiedzieć się o ich kolejnej akcji. Może i Wy zgarniecie coś dla siebie i swoich znajomych;)
Paczka została zapakowana w biały karton, w środku dominował motyw lawendowego fioletu i lawendowych pól. Zdziwiły mnie zatem produkty, które znalazły się w środku, ponieważ z powyższą roślinką nie mają nic wspólnego. Nie zmienia to faktu, że pachną bardzo ładnie, jak się sprawują- dowiem się wkrótce.